Po tygodniu czasu od mojego przylotu mogę jedynie potwierdzić główną myśl mojej ostatniej notki, że jestem szczęściarą.
W sobotę do hostów wpadli znajomi. Dwie pary + każda z dwójką dzieci = całe 6 sztuk dzieciaków, które dają mi popalić, kiedy wszystkie zwalają się do mojego pokoju. Dzieciaki skaczące o północy na trampolinie przed domem? W Hiszpanii - no problema.
1/3 mojej gromadki z soboty. |
Poniedziałek? Ahh, poniedziałek to moja pierwsza wyprawa do Madrytu, ponieważ nareszcie mogłam skorzystać z mojego abono mensual.
Podróż Cobeña-Madryt przebiega bezproblemowo. Schody zaczęły się przy metrze. Oczywiście zaopatrzona w moją cudowną aplikację myślałam, że komu jak komu, ale mi nie mogłoby się to zdarzyć. Niestety aplikacja nie przewiduje, że są roboty na torach i linia nie jedzie do końca. Klaudia by słyszała, gdy tylko łaskawie zdjęła słuchawki z uszu.
Okej, z problemami, bo z problemami, ale dotarłam na Sol. A tam mnóstwo ludzi. Pomyślicie 'Nienormalna jakaś czy coś? Przecież na Puerta del Sol zawsze jest dużo ludzi!'. Tak, tak, racja, akurat o tym wiem. Jednak w poniedziałek Hiszpanie świętowali zwycięstwo swoich koszykarek na EuroBasket Women 2013. Miałam je na wyciągnięcie ręki, zresztą po raz drugi, bo dwa lata temu zawodu odbywały się w Polsce, a ja byłam wolontariuszką. Ehh, gdybym tylko interesowała się koszykówką... :P
Puerta del Sol |
Pokręciłam się, porobiłam marne zdjęcia i wybrałam się na Plaza Mayor, żeby zdobyć jakieś mapy i/lub przewodniki. Bo co jak co, ale w ciemno nie lubię chodzić.
słynne miejsce świętowania Sylwestra |
czyli słynna 'shoppingowa' ulica |
i jej odnóża... |
Plaza del Callao |
a ten budynek już od jakiegoś czasu możecie oglądać na samej górze mojego bloga. gdzieś na Gran Vía. |
przy Plaza Mayor |
już prawie na Plaza Mayor... |
i jesteśmy! |
a tu już Plaza de Isabel II znana też jako Plaza de la Ópera |
Mówi, że chciał mnie poznać i zapytać skąd jestem. No okej, tyle mogę mu powiedzieć. Później proponuje, żebym zaczekała aż skończy pracę, to może się gdzieś wybierzemy. Hmm, akurat jestem umówiona z koleżanką. Lo siento. Co o dziwo w tej sytuacji jest prawdą. Troszeczkę nagiętą, bo nie musiałam się tak szybko zmywać, ale jednak. No to pada pytanie o numer. Ahh! Po raz pierwszy dziękuję Ci Orange za problemy z zasięgiem! Pokazuję, że to niemożliwe, bo zasięg, bo roaming, bo coś tam. Ostatecznie skończyłam z jego numerem. Uff, 1-0 dla mnie za świetną (i prawdziwą!) wymówkę.
Wreszcie przestaje być dzieckiem we mgle i z mapami w torbie przemierzam miasto, jednak nie na długo, bo jestem umówiona z Dominiką. Co prawda widzimy się jakieś 15 minut, ale miło wreszcie odezwać się po polsku i nie zastanawiać się nad każdym wypowiedzianym słowem.
A, no i zostaje jeszcze wtorek, czyli że wczoraj. Host miał urodziny. Ciekawe czy większość osób osobników płci męskiej, którzy urodzili się w lipcu mają na imię Julio... Hmm, no jeden jest na pewno. Na kolację poszliśmy do restauracji, czyli ponownie tapas i ponownie rzeczy, których w większości nie jadam.
A dziś byłam w Prado, trzeba się było trochę odchamić.
Aaa, macie na pożegnanie piosenkę!