Pokazywanie postów oznaczonych etykietą calle de preciados. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą calle de preciados. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 lipca 2013

breezeblocks

Halo, halo, tu Wasz wysłannik z Madrytu.
Po tygodniu czasu od mojego przylotu mogę jedynie potwierdzić główną myśl mojej ostatniej notki, że jestem szczęściarą.
W sobotę do hostów wpadli znajomi. Dwie pary + każda z dwójką dzieci = całe 6 sztuk dzieciaków, które dają mi popalić, kiedy wszystkie zwalają się do mojego pokoju. Dzieciaki skaczące o północy na trampolinie przed domem? W Hiszpanii - no problema.
1/3 mojej gromadki z soboty.
W niedzielę hosta zabrał dziewczynki do rodziców. Więc my z hostką myk po prezent dla niego, bo kilka dni później obchodził urodziny. Kąpielówki kupione, pora coś przekąsić. Idziemy tradycyjnie - na tapas w towarzystwie piwa. Kolejna ciekawostka z tego słonecznego kraju? Hiszpanie nie widzą problemu w wsiadaniu za kierownicę po 1,5 piwa. Wiem, że to bardziej wyluzowany naród, ale akurat to średnio pochwalam.
Poniedziałek? Ahh, poniedziałek to moja pierwsza wyprawa do Madrytu, ponieważ nareszcie mogłam skorzystać z mojego abono mensual.
Podróż Cobeña-Madryt przebiega bezproblemowo. Schody zaczęły się przy metrze. Oczywiście zaopatrzona w moją cudowną aplikację myślałam, że komu jak komu, ale mi nie mogłoby się to zdarzyć. Niestety aplikacja nie przewiduje, że są roboty na torach i linia nie jedzie do końca. Klaudia by słyszała, gdy tylko łaskawie zdjęła słuchawki z uszu.
Okej, z problemami, bo z problemami, ale dotarłam na Sol. A tam mnóstwo ludzi. Pomyślicie 'Nienormalna jakaś czy coś? Przecież na Puerta del Sol zawsze jest dużo ludzi!'. Tak, tak, racja, akurat o tym wiem. Jednak w poniedziałek Hiszpanie świętowali zwycięstwo swoich koszykarek na  EuroBasket Women 2013. Miałam je na wyciągnięcie ręki, zresztą po raz drugi, bo dwa lata temu zawodu odbywały się w Polsce, a ja byłam wolontariuszką. Ehh, gdybym tylko interesowała się koszykówką... :P

Puerta del Sol



Pokręciłam się, porobiłam marne zdjęcia i wybrałam się na Plaza Mayor, żeby zdobyć jakieś mapy i/lub przewodniki. Bo co jak co, ale w ciemno nie lubię chodzić.

słynne miejsce świętowania Sylwestra

czyli słynna 'shoppingowa' ulica
i jej odnóża...
Plaza del Callao
a ten budynek już od jakiegoś czasu możecie oglądać na samej górze mojego bloga. gdzieś na Gran Vía.
przy Plaza Mayor
już prawie na Plaza Mayor...
i jesteśmy!


a tu już Plaza de Isabel II znana też jako Plaza de la Ópera
 Zabrałam tonę makulatury. Wyszłam stamtąd, a za mną wybiegł... hmm, nie wiem jak go określić. Na chłopaka, to chyba jednak miał kilka lat za dużo, a z kolei mężczyzna... brzmi mega poważnie i jakoś tak... w stosunku do niego byłabym ostrożna z jego użyciem.
Mówi, że chciał mnie poznać i zapytać skąd jestem. No okej, tyle mogę mu powiedzieć. Później proponuje, żebym zaczekała aż skończy pracę, to może się gdzieś wybierzemy. Hmm, akurat jestem umówiona z koleżanką. Lo siento. Co o dziwo w tej sytuacji jest prawdą. Troszeczkę nagiętą, bo nie musiałam się tak szybko zmywać, ale jednak. No to pada pytanie o numer. Ahh! Po raz pierwszy dziękuję Ci Orange za problemy z zasięgiem! Pokazuję, że to niemożliwe, bo zasięg, bo roaming, bo coś tam. Ostatecznie skończyłam z jego numerem. Uff, 1-0 dla mnie za świetną (i prawdziwą!) wymówkę.
Wreszcie przestaje być dzieckiem we mgle i z mapami w torbie przemierzam miasto, jednak nie na długo, bo jestem umówiona z Dominiką. Co prawda widzimy się jakieś 15 minut, ale miło wreszcie odezwać się po polsku i nie zastanawiać się nad każdym wypowiedzianym słowem.
A, no i zostaje jeszcze wtorek, czyli że wczoraj. Host miał urodziny. Ciekawe czy większość osób osobników płci męskiej, którzy urodzili się w lipcu mają na imię Julio... Hmm, no jeden jest na pewno. Na kolację poszliśmy do restauracji, czyli ponownie tapas i ponownie rzeczy, których w większości nie jadam.
A dziś byłam w Prado, trzeba się było trochę odchamić.

Aaa, macie na pożegnanie piosenkę!