Okej, szybki rzut oka, stacja benzynowa idealnie znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Cudnie, wystarczy teraz tylko pokonać autostradę. No, gdyby to tylko okazało się takie łatwe. Obeszłam całą stację, poszukując jakichś kładek, przejść, wejścia na most, który zauważyłam, lecz nic z tego.
Jak to się mówi... "Koniec języka za przewodnika"... Lubię tę maksymę, jednak w Strasburgu okazała się ona trudna do zrealizowania. Po pewnym czasie wreszcie trafiłam na pana, który posługiwał się tym, mam wrażenie znienawidzonym przez Francuzów, językiem angielskim. Po krótkiej rozmowie zaproponował on, widząc chyba moją desperację, że zabierze nas na tę nieszczęsną stację po drugiej stronie autostrady.
Ledwo wysiadłyśmy z auta, zauważyłam tira z polską rejestracją. Pełna nadziei podchodzę do kierowcy, mówiąc: "Dzień Dobry! Nie jedzie pan czasem na południe? No, a najlepiej to do Hiszpanii, Barcelony?" Okazuje się, że pan owszem, kieruje się do Barcelony, lecz towarzyszą mu jego dzieci i dla nas miejsca już nie znajdzie. Częstuje nas jednak kawą i zrobionym przez teściową ciastem, życząc powodzenia.
Wracamy więc na swoje miejsce, czekając na jakąś podwózkę, pytając od czasu do czasu, niechętnych do rozmów z nami, Francuzów. Zrezygnowana zabrałam się więc za zwiedzenie parkingu. Podczas mojej krótkiej wycieczki dostrzegłam aż 6 tirów o polskich rejestracjach. Wszyscy panowie jednak jeszcze spali, więc postanowiłyśmy wrócić tam później, próbując w międzyczasie złapać jakąś osobówkę. Francuzi jednak raczej nie zapałali do nas sympatią, bo po godzinie przeniosłyśmy się na trawnik przy parkingu dla tirów.
Krótka przerwa. |
W aucie czekało na nas wcale nie łatwiejsze zadanie, bo trzeba było wytłumaczyć panu, żeby wysadził nas na jak największej stacji benzynowej przy autostradzie. Dopiero chyba, kiedy się zatrzymaliśmy, okazało się, że nasze próby przekazania tej informacji, powiodły się.
W drodze do Colmar. |
Nie trwało to dłużej niż 5 minut i zaraz jechałyśmy w kierunku Lyonu, czyli ogromny kawałek do przodu.
Colmar. Nasze szczęśliwe miejsce i najdłuższy stop do tej pory. |
Po kilku godzinach, późnym wieczorem, dotarłyśmy do Lyonu. A konkretniej na stację benzynową za miastem. Na miejscu okazało się, że tę stację wybrało sobie trzech polskich kierowców tirów/ciężarówek, jednak żaden z nich nie mógł pomóc nam nawet odrobinę w dotarciu do mety wyścigu. Pogoda się troszkę zepsuła, mocno wiało, ale dzielnie szukałyśmy okazji, by zabrać się do Montpellier, jeszcze szczęśliwe z tak długiego stopa.
Lyon. W czasie oczekiwania zostawiłam po sobie podpis na znaku. Jak widać jest to stałe miejsce autostopowiczów. |
Mapka podróży:
Wyświetl większą mapę
Podsumowanie (pominęłam naszego króciutkiego stopa z jednej strony autostrady na drugą):
Tego dnia pokonałyśmy około 489km. A to wszystko w 2 częściach.
Najdłuższy stop wynosił 413km, z Colmar do Lyonu.
Najkrótszy stop wynosił 75,9km, ze Strasburga do Colmar.
Wśród dwóch kierowców było 2 mężczyn, obaj Francuzi.
W życiu nie miałabym tyle odwagi ;o Jeszcze tak bez żadnego faceta, bałabym się, że ktoś mnie porwie/zgwałci czy nie wiadomo co jeszcze ;o Naprawdę jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuńgratuluję odwagi! ;)
OdpowiedzUsuńja bym się chyba nie odważyła o.o
http://me-colorful-life.blogspot.com/