Ale staram się temu nie poddawać, a pomagają mi w tym piękne wspomnienia, które zgromadziłam tego lata. Naprawdę cudowne. Uśmiecham się wtedy sama do siebie, zdając sobie sprawę z tego, jaką jestem szczęściarą. I właśnie dziś, kiedy sobie wspominałam, przypomniało mi się, że moja autostopowa przygoda nie doczekała się na blogu jeszcze ciągu dalszego.
Kolejną noc po dotarciu na metę wyścigu spędziłyśmy u znajomego Josie, dzięki któremu porządnie się wyspałyśmy (co istotne: wreszcie na miękkim podłożu!), co zamiast dać nam siłę na powrotną podróż, jedynie nas rozleniwiło i sprawiło, że trudno było nam się rozstać z tym barcelońskim mieszkaniem z widokiem w oddali na Sagradę Familię.
Słit focia z naszymi ogromniastymi plecakami. |
Przebijająca się przez budynki Sagrada Familia. |
Późnym popołudniem pojawiłyśmy się więc niewielkiej miejscowości Montcada i Reixac licząc na to, że jeszcze tego samego dnia uda nam się dotrzeć do Montpellier, gdzie dzięki uprzejmości kolejnego znajomego Josie, miałyśmy spędzić noc.
Montcada i Reixac |
W razie gdybyśmy mieli wątpliwości czy zmierzamy w dobrym kierunku |
Byle do przodu! |
Nasz wehikuł! |
A oto i dowód. |
W samym Montepellier okazało się, że znajomy Josie, u którego miałyśmy nocować nie może po nas przyjechać, bo wyszedł już świętować nowy rok akademicki ze znajomymi do parku w centrum miasta.
Ale co to dla nas! Na migi i angielskim wytłumaczyłyśmy ludziom, gdzie chcemy dojechać i ci pokierowali nas na tramwaj. Jak się okazało później, nie do końca w dobrym kierunku, ale wierzę, że intencje mieli dobre. Po pół godziny znalazłyśmy się w centrum miasta. Nicolas i jego znajomi zaprowadzili nas do parku, w którym studenci, co było widać po ich stanie, rozpoczęli świętowanie kilka godzin wcześniej.
Wielką popularnością cieszyła się tam nasza polska wódka, którą przywiozłyśmy N. w ramach podziękowania za gościnę.
Powrót do "domu" do najłatwiejszych nie należał, bo z racji tego, że nasz host sam przeprowadził się do Montpellier kilka dni wcześniej sprawiło, że wysiedliśmy na złym przystanku i resztę drogi musieliśmy pokonać piechotą. Po drodze natknęliśmy się na kanapę, którą, po ocenieniu przez N. jej stanu jako dobry, postanowił zabrać do domu.
I kolejny raz nie chciało nam się wyjeżdżać. Była woda, jedzenie, miękkie miejsce do spania.
Postanowiłyśmy więc zostać kolejną noc i wieczorem pozwiedzać trochę samo miasto, które okazało się piękne, no ale niech zdjęcia przemówią same za siebie.
Mistrz drugiego planu nigdy nie śpi. |
Moje ukochane zdjęcie z całej wyprawy |
I na sam koniec - my! |
A Wam jak się podoba miasto? :)
Och ja kocham podróże autostopem!! w tym roku byłam z siostrą w Paryżu, spałyśmy przez couchsurfing w jednej z najlepszych dzielnic Paryża. Było cudownie, chyba tez opisze ten wypad na moim blogu ! A zdjęcia miasteczka piękne! bardzo chciałabym je zobaczyć. Trzymaj się cieplutko, pozdrowienia póki co jeszcze z Meridy
OdpowiedzUsuńDruga część wyprawy : zdecydowanie ładniejsze miejsce jak dla mnie. :)
OdpowiedzUsuń