Pokazywanie postów oznaczonych etykietą madrid. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą madrid. Pokaż wszystkie posty

środa, 31 sierpnia 2016

Chcesz zostać au pair? Podpowiadam jak się do tego zabrać

Do tej pory raczej byłam z osób, które opisywały swoje podróże, doświadczenia. Bardziej dla samej siebie, żebym po latach mogła zajrzeć i zobaczyć ile się przez ten czas zmieniło. Ale pomyślałam, że dzięki tym doświadczeniom, dzięki temu, że byłam już trzykrotnie au pair, mogłabym się z Wami moją wiedzą podzielić, mając nadzieję, że chociaż dla jednej osoby okaże się ten post pomocny.
Moje dzieciątko i ja. Kto by pomyślał, że to już 10 miesięcy... [Minorka, Cala Morell]

1. Zastanów się czy to dla Ciebie

Niby banalne, ale wiele dziewczyn wyjeżdża i przekonuje się na własnej skórze, że bycie au pair nie jest dla nich. Nie lubisz dzieci? Brakuje Ci cierpliwości? Źle znosisz rozłąkę i samotność? Jesteś mało samodzielna? Nie masz ochoty na poznawanie nowych osób i uczenie nowych rzeczy? Nie lubisz się komuś podporządkowywać? Ten wyjazd nie jest dla Ciebie!
Bo oczywiście bycie au pair niesie ze sobą mnóstwo zalet i pięknych momentów (o czym pisałam tutaj), ale to również swojego rodzaju praca. Wychowujesz czyjeś dzieci i to jeszcze może nie tak jak Ty byś chciała, lecz według tego, czego chcą dla nich rodzice. Mieszkasz z obcymi ludźmi, którzy co prawda zazwyczaj stają się Tobie z dnia na dzień bliżsi, ale musisz się dostosować do zasad obowiązujących w ich domu, do ich zwyczajów, tradycji, czy nawet tego, co jedzą.
Bycie au pair to również test na samodzielność. Trafiasz sama, do obcego kraju, miasta, często nawet nie znając języka, którym posługują się ludzie, z którymi mieszkasz pod jednym dachem.
Oczywiście z czasem zyskujesz mnóstwo znajomych, a nawet przyjaciół, z którymi bardzo szybko nawiązujesz naprawdę mocną więź, bo np. przechodzą właśnie przez to samo co Ty, ale początki są ciężkie, nie ukrywajmy. Nawet będąc najbardziej otwartą osobą na świecie, trochę zajmie Ci zaaklimatyzowanie się nowym miejscu.

2. Agencja czy na własną rękę?

Jeśli chcecie wyjechać jako au pair do jednej z krajów Europy, musicie jeszcze zdecydować się czy będziecie korzystały z usług agencji czy raczej decydujecie się na wyjazd na własną rękę.
Ja trzykrotnie wyjeżdżałam odnajdując moje rodzinki na portalu aupair-world.net
Osobiście nigdy nie rozważałam agencji. Dlaczego? Uważam, że to niepotrzebny wydatek. Zazwyczaj same agencje mają kontakt z rodzinami wyłącznie przez maile/telefony/Skype'a, czyli taki, jaki możemy mieć my dzięki wyżej wymienionej stronie. W razie jakiegokolwiek konfliktu/problemu agencja zazwyczaj staje po stronie rodziny, bo to oni płacą więcej (zdarzają się też agencje, gdzie płaci wyłącznie rodzina), zupełnie ignorując wyjaśnienia dziewczyny. Często naciskają na zostanie w rodzinie i próbę rozwiązania problemu. Nawet jeśli au pair już próbowała, a rodzina w swoim postępowaniu nic nie zmieniła. No i ostatecznie, dlatego, że po takich spotkaniach z kimś z agencji, atmosfera w domu pogarsza się, a i tak trzeba czekać na rozwiązanie umowy. W przypadku wyjazdu na własną rękę: nie podoba Ci się coś? Pakujesz się i wyjeżdżasz.
Natomiast jeśli uważasz, że agencja zapewni Ci bezpieczeństwo, którego potrzebujesz, proszę bardzo, rozumiem. Z tym że w tym przypadku niewiele będę mogła pomóc z racji tego, że do tej pory wyjeżdżałam wyłącznie na własną rękę.

3. Działaj!

Zarejestruj się np. na stronie aupair-world.net (nie, nie zapłacili mi za reklamę, a szkoda). Uzupełnij skrupulatnie swój profil. Pozwól rodzinkom się poznać. Opisz nie tylko swoje doświadczenie z dziećmi, ale co lubisz, jak spędzasz swój wolny czas. Dodaj zdjęcia. Z dziećmi, zwierzakiem, z podróży i koniecznie uśmiechnięta :) Zastanów się dobrze czego szukasz. Nie zgadzaj się na pracę z dzieckiem niepełnosprawnym, żeby tylko wyjechać, jeśli nie jesteś pewna czy podołasz. Wybierz kraj. Pewnie już masz taki, który od dawna chciałabyś poznać. Wybierz wiek dzieci. Boi się, że niemowlak wypadnie Ci z rąk, będziesz brzydziła się zmienić pieluchę? To wybierz starsze dzieci i po krzyku. Przemyśl to, w jakim miejscu chciałabyś mieszkać. Jesteś przyzwyczajona do wielkich miast i lubisz mieć wszystko pod ręką? A może lubisz spokój, naturę i nie przeszkadzałoby Ci mieszkanie na wsi?

4. Szukaj! 

Jeśli jest to Twój pierwszy wyjazd i nie masz zbyt wielkiego doświadczenia z dziećmi, to trochę może zająć znalezienie tej właściwej rodzinki. Ale nie poddawaj się!
Nie wahaj się pisać pierwsza do rodzin, które wydają Ci się interesujące. Zazwyczaj to one czekają na aplikacje od au pair, a nie odwrotnie. Zaprezentuj się jak najlepiej, ale nie kłam. Umów się na rozmowę na Skype'ie. Pytaj o wszystko, absolutnie o wszystko! O to co jedzą, co lubią dzieci, jaki wyglądałby Twój plan dnia, czy nie będą im przeszkadzały Twoje weekendowe wyjścia np. na imprezy, czy będziesz miała swój własny pociąg, jaki jest dojazd do centrum miasta, czy mają zwierzęta. To wszystko może zaważyć na tym, czy to będzie rodzina idealna dla Ciebie.

5. Ciesz się i powoli przygotowuj do wyjazdu

Rodzinka wybrana? Wszystko wydaje się być w porządku? No to na co czekasz? Bookuj bilet!
Dopełnij wszystkich formalności. Sprawdź możliwości ubezpieczenia. Zostaw swojej rodzinie dokładny adres przyszłych hostów, ich numery telefonów, imiona, nazwiska. Zastanów się nad kupieniem drobnego prezentu dla Twojej zagranicznej rodzinki. Może coś związanego z Polską? Trochę słodyczy? Dla dzieci ciekawa książka do nauki angielskiego? Sprawdź jaka pogoda będzie w okresie, który spędzisz w danym kraju. Zrób listę rzeczy niezbędnych i powoli zaczynaj pakowanie.

Macie jeszcze jakieś pytania? Piszcie w komentarzach, a chętnie jeszcze podyskutuję o byciu au pair :)


wtorek, 26 listopada 2013

16 znaków, które świadczą o tym, że jesteś w Madrycie.

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł, który przedstawia 33 ciekawostek dotyczących życia w stolicy Hiszpanii. Postanowiłam zrobić swoją listę na jego podstawie.
Wstajecie rano i nie macie pojęcia, gdzie się znajdujecie? Chodzicie po mieście, ale go nie potraficie rozpoznać? Jeżeli wszystkie poniższe punkty brzmią dla Was znajomo, to znaczy, że jesteście w Madrycie!

1. Kranówa. I to nie byle jaka! Bo w Madrycie mają wodę w kranie najlepszą w całej Hiszpanii. Tam butelkowanej wody się po prostu nie kupuje. Bo i po co skoro ta darmowa jest smaczniejsza?
Z racji panujących w mieście upałów często można się natknąć na publiczne krany oraz ze zwyczajem zamrażania niewielkiej ilości wody w plastikowej butelce przed wyjściem z domu, aby dłużej pozostała ona chłodna.

2. 100 montaditos. Miejsce obowiązkowe, nie sposób nie znać. Montadito to nazwa dla małych kanapeczek, których w tej sieci lokali, mają w karcie 100. Za każdym razem można zjeść inną. Ceny od 1 euro do 1,5e, ale z tego co wiem w środy i niedziele cała karta jest za euro, a w poniedziałki wszystkie montaditos za 50 centów. Tanie piwo, tinto de verano. Idealne miejsce do zajrzenia przed wyjściem na imprezę. Na ich lokale można się natknąć za każdym rogiem. Tak rozmieszczone, że zawsze do jakiegoś będzie blisko. Ja chodziłam do jednego na Calle de Postas zaraz przy Plaza Mayor, gdzie podczas drugiej mojej wizyty okazało się, że barman tam pracujący jest Polakiem.

3. Manifestacje. To nieodłączny element Puerta del Sol, czyli ścisłego centrum miasta. Pojawiają się w liczbie kilku dziennie. Nigdy nie wiadomo o chodzi, ale robią wiele krzyku.

4. Spongbob i inne pluszowe dziwaki to nieodłączny element Sol. Z czasem przyzwyczajacie się i machinalnie przybijacie im piątki, ignorując równocześnie ich zapytania czy nie chcesz zrobić sobie z nimi zdjęcia.

5. Wi-Fi. W Madrycie nie jest problemem znaleźć miejsce z darmowym dostępem do internetu. Przystanki autobusowe, kioski, place, 100 montaditos czy oczywiście klasycznie McDonalds. No i oczywiście w autobusach EMT. I żadna podróż nam nie straszna.

6. Rozkłady jazdy autobusów są dziwne. Najczęściej jest podana godzina odjazdu z pierwszego przystanku trasy kursującego pojazdu, a nie ta, o której powinien autobus podjechać na nasz. Występują też dziwne numerki, które wskazują nam liczbę postojów na danej ulicy/drodze.

7. 5 minut oczekiwania na metro to zbyt wiele. Po prostu. Do 3 minut jeszcze jest w porządku, ale więcej? Nie do przyjęcia! Co z tego, że niektóre autobusy w Twoim mieście kursują co godzinę.

8. Piwo w kubłach, czyli jak za 4 euro można kupić w barze 5 butelek piwa. Tapas jako przekąski? Też nie ma sprawy. Wtedy warto znać takie miejsca jak La Sureña i La Risueña. To pierwsze na bardziej spokojny wypad ze znajomymi.

9. Nie szukaj imprezy, to impreza przychodzi do Ciebie. Przechodząc tylko przez Sol można zebrać pokaźną kolekcję makulatury, zbierając zaproszenia do klubów, do których i tak nigdy nie pójdziesz.

10. Znasz każdy centymetr kwadratowy pomnika niedźwiedzia z drzewem truskawkowym, czyli El Oso y el Madroño. I nie dlatego, że tak interesujesz się sztuką, tylko po prostu zazwyczaj tam wyczekujesz swoich znajomych, kiedy się z nimi umawiasz. A jeśli są to hiszpańscy znajomi, to wiadomo, że spędzisz tam wiele chwil kontemplując piękno tego pomnika.

11. W chińskim sklepie znajdziesz wszystko. W Madrycie są dwa rodzaje sklepów: 1. supermarkety, hipermarkety, wszystkie sieciówki i 2. chińskie. Nie widziałam jeszcze, żeby taki malutki sklepik gdzieś w uliczkach miasta należał do człowieka, który z Azji nie pochodził. I żeby było jasne, dla Hiszpanów nie jest ważny kraj pochodzenia tej osoby, dla nich i tak pozostanie chino. To magiczna kraina, gdzie obok chipsów leżą biustonosze, piłki czy pasta do butów.

12. Zakaz nie-zakaz. W mieście obowiązuje oczywiście zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych, jednak nawet policja sobie nic z niego nie robi. Po jakimś czasie przestaniesz się nawet kwapić tym, by schować piwo za plecy, kiedy akurat obok Ciebie przechodzą przystojni policjanci. Podobno problem może się jednak pojawić przy piciu mocniejszych alkoholi.

13. Selvesa? Po pewnym czasie nudzą Ci się uprzejme sposoby odmawiania kupienia piwa od uśmiechniętego, małego człowieczka z Bangladeszu. Po prostu rzucasz w eter "No!", czekając do następnego szturmu, który nastąpi za 3, 2, 1...

14. Prostytutki w centrum miasta. Calle Montera to ulica prowadząca z Sol na Gran Via, gdzie w bajecznej symbiozie żyją, czekające na zarobek pod każdym drzewem, panie lekkich obyczajów i przystojni policjanci, którzy mają tam komisariat.

15. W piątkowy wieczór wychodzisz z domu dopiero o północy. Właśnie mniej więcej w tych godzinach Hiszpanie zaczynają imprezy, ale za to do 6 rano otwarta jest większość klubów. Wtedy też otwierają metro. Nic tak nie pobudza jak bitwa o miejsca siedzące w pierwszym metrze.

16. Nigdy nie płacisz za muzeum. Nigdy. Wolisz zwiedzić je w kilku podejściach, ale za darmo. (Dotyczy studentów! :D)

edit:  Chcę Wam również podziękować za 8 tysięcy wyświetleń! :) Może nie jest to oszałamiający wynik, ale bardzo mnie cieszy.

piątek, 9 sierpnia 2013

Barcelona, prepare yourself. Here I come!



Właśnie tak, wylatuję do domu z Barcelony, co przy moim kupionym bilecie na pociąg Madryt-Barcelona, dzięki któremu wyląduję w najpiękniejszym mieście na świecie o 7 rano 20. sierpnia, co daje mi jeden dzień + 8 godzin, żeby napawać się jego atmosferą. Mało, wiem, dlatego cieszę się, że wszystkie turystyczne must-see mam już odwiedzone.

Co do mojego "życia jak w Madrycie", to skończyło się jakoś ponad tydzień temu. Czemu? Bo dzieci stały się okropne, bo najlepsze koleżanki wyjechały, bo skończyło się abono, bo muszę oszczędzać, więc muszę siedzieć w domu. Ale lipiec był najcudowniejszym miesiącem mojego krótkiego jeszcze życia, a każdą chwilę pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Kolory, zapachy, wrażenia, dźwięki i smaki.
A dlaczego muszę oszczędzać? No bo tej Barcelony mi ciągle mało i 30 sierpnia ruszam w ramach Summer Race na stopa do Barcelony. Wreszcie! I kolejny punkt będzie do odhaczenia z My Bucket List.

To chyba na tyle z nowości. Rzucę trochę zdjęć, chociaż ciągle chodzę tymi samymi drogami i trudno o uchwycenie czegoś nowego.

tak, rozszalałam się z pokazywaniem siebie na zdjęciach na blogu. tak, bo Hiszpania zmienia ludzi.
Plaza de Oriente
Catedral de la Almudena
w drodze do Parque del Oeste
z Parque del Oeste rozciąga się uroczy widok na panoramę Madrytu, niestety o dobre zdjęcie trudno, bo teraz robią tam bodajże jakiś taras widokowy i żeby zrobić zdjęcie trzeba przeciskać ręce przez wąskie kraty
widok na Catedral de la Almudena z Parque del Oeste
ponownie Palacio Real, tym razem z perspektywy Jardines de Sabatini.

No i piosenka, która zawsze towarzyszy mojemu wspominaniu przepięknej stolicy Katalonii.
















wtorek, 23 lipca 2013

lovers in japan

Wszystko dzieje się tu bardzo szybko, a czas pędzi nieubłaganie. Jutro miną dokładnie 4 tygodnie od daty mojego przyjazdu. Nigdy i nigdzie chyba nie czułam się tak dobrze.
Hiszpania, to miejsce nie tylko, gdzie odpoczywam, bawię się, relaksuję, zwiedzam, poznaję nowych ludzi, ale gdzie czuję się po prostu szczęśliwa, gdzie cieszą mnie drobnostki, gdzie zapominam nawet o swoich kompleksach.

Ostatnio robię coraz mniej zdjęć w Madrycie, bo czuję się tu już jakoś tak... 'swojsko', a nie jak zagubiona turystyka. Już czuję, że będę tęskniła.
Mam jednak trochę jakichś sprzed dwóch tygodni. Dziś będzie mieszanka.

moja urocza wioseczka.
Pirruca, czyli jeden z naszych dwóch kotów.
jeden z najsłynniejszych budynków w Madrycie.
Przy Museo del Prado
Prado, które muszę jeszcze odwiedzić, bo 1,5h to zdecydowanie za mało.
Plaza de Cibeles
Parque del Retiro
tym razem z drugiej strony...
jest cudowny, ale moim ulubionym pozostaje jednak barceloński Parc Güell

Palacio Real
z każdej...
... strony.
No i piosenka na dobranoc!

środa, 3 lipca 2013

breezeblocks

Halo, halo, tu Wasz wysłannik z Madrytu.
Po tygodniu czasu od mojego przylotu mogę jedynie potwierdzić główną myśl mojej ostatniej notki, że jestem szczęściarą.
W sobotę do hostów wpadli znajomi. Dwie pary + każda z dwójką dzieci = całe 6 sztuk dzieciaków, które dają mi popalić, kiedy wszystkie zwalają się do mojego pokoju. Dzieciaki skaczące o północy na trampolinie przed domem? W Hiszpanii - no problema.
1/3 mojej gromadki z soboty.
W niedzielę hosta zabrał dziewczynki do rodziców. Więc my z hostką myk po prezent dla niego, bo kilka dni później obchodził urodziny. Kąpielówki kupione, pora coś przekąsić. Idziemy tradycyjnie - na tapas w towarzystwie piwa. Kolejna ciekawostka z tego słonecznego kraju? Hiszpanie nie widzą problemu w wsiadaniu za kierownicę po 1,5 piwa. Wiem, że to bardziej wyluzowany naród, ale akurat to średnio pochwalam.
Poniedziałek? Ahh, poniedziałek to moja pierwsza wyprawa do Madrytu, ponieważ nareszcie mogłam skorzystać z mojego abono mensual.
Podróż Cobeña-Madryt przebiega bezproblemowo. Schody zaczęły się przy metrze. Oczywiście zaopatrzona w moją cudowną aplikację myślałam, że komu jak komu, ale mi nie mogłoby się to zdarzyć. Niestety aplikacja nie przewiduje, że są roboty na torach i linia nie jedzie do końca. Klaudia by słyszała, gdy tylko łaskawie zdjęła słuchawki z uszu.
Okej, z problemami, bo z problemami, ale dotarłam na Sol. A tam mnóstwo ludzi. Pomyślicie 'Nienormalna jakaś czy coś? Przecież na Puerta del Sol zawsze jest dużo ludzi!'. Tak, tak, racja, akurat o tym wiem. Jednak w poniedziałek Hiszpanie świętowali zwycięstwo swoich koszykarek na  EuroBasket Women 2013. Miałam je na wyciągnięcie ręki, zresztą po raz drugi, bo dwa lata temu zawodu odbywały się w Polsce, a ja byłam wolontariuszką. Ehh, gdybym tylko interesowała się koszykówką... :P

Puerta del Sol



Pokręciłam się, porobiłam marne zdjęcia i wybrałam się na Plaza Mayor, żeby zdobyć jakieś mapy i/lub przewodniki. Bo co jak co, ale w ciemno nie lubię chodzić.

słynne miejsce świętowania Sylwestra

czyli słynna 'shoppingowa' ulica
i jej odnóża...
Plaza del Callao
a ten budynek już od jakiegoś czasu możecie oglądać na samej górze mojego bloga. gdzieś na Gran Vía.
przy Plaza Mayor
już prawie na Plaza Mayor...
i jesteśmy!


a tu już Plaza de Isabel II znana też jako Plaza de la Ópera
 Zabrałam tonę makulatury. Wyszłam stamtąd, a za mną wybiegł... hmm, nie wiem jak go określić. Na chłopaka, to chyba jednak miał kilka lat za dużo, a z kolei mężczyzna... brzmi mega poważnie i jakoś tak... w stosunku do niego byłabym ostrożna z jego użyciem.
Mówi, że chciał mnie poznać i zapytać skąd jestem. No okej, tyle mogę mu powiedzieć. Później proponuje, żebym zaczekała aż skończy pracę, to może się gdzieś wybierzemy. Hmm, akurat jestem umówiona z koleżanką. Lo siento. Co o dziwo w tej sytuacji jest prawdą. Troszeczkę nagiętą, bo nie musiałam się tak szybko zmywać, ale jednak. No to pada pytanie o numer. Ahh! Po raz pierwszy dziękuję Ci Orange za problemy z zasięgiem! Pokazuję, że to niemożliwe, bo zasięg, bo roaming, bo coś tam. Ostatecznie skończyłam z jego numerem. Uff, 1-0 dla mnie za świetną (i prawdziwą!) wymówkę.
Wreszcie przestaje być dzieckiem we mgle i z mapami w torbie przemierzam miasto, jednak nie na długo, bo jestem umówiona z Dominiką. Co prawda widzimy się jakieś 15 minut, ale miło wreszcie odezwać się po polsku i nie zastanawiać się nad każdym wypowiedzianym słowem.
A, no i zostaje jeszcze wtorek, czyli że wczoraj. Host miał urodziny. Ciekawe czy większość osób osobników płci męskiej, którzy urodzili się w lipcu mają na imię Julio... Hmm, no jeden jest na pewno. Na kolację poszliśmy do restauracji, czyli ponownie tapas i ponownie rzeczy, których w większości nie jadam.
A dziś byłam w Prado, trzeba się było trochę odchamić.

Aaa, macie na pożegnanie piosenkę!

sobota, 29 czerwca 2013

brother

Hola a todos. Dziś pierwszy post z ziemi obiecanej.
Może jest za wcześnie, żeby wydawać jakąkolwiek opinię na temat tego, co tu się dzieję i wiadomo, nie powinno się zapeszać, chwalić dnia przed zachodem słońca, itp., itd., ale nie mogę nic poradzić na to, że jestem zachwycona.
Dziewczynki są przeurocze. A jakie z nich przylepy! Widać, że rodzice chcą spędzać z małymi jak najwięcej czasu. Są uśmiechnięci, zadowoleni, a dziś w kuchni przy śniadaniu dali nam pokaz tańca.
Rut i Sara na przywitanie podarowały mi bransoletkę, a od całej rodziny dostałam abono mensual, czyli właśnie zaoszczędziłam 50 euro na przejazdach w tym miesiącu.
Co więcej bardzo pilnują mojego czasu wolnego, żeby dziewczynki nie wchodziły mi do pokoju i nie przeszkadzały, chociaż na razie z braku pieniędzy i tak nie mam co robić. (cóż za ironia, że akurat w momencie, kiedy to pisałam do mojego pokoju wtargnęła Sara - wielbicielka grania w Angry Birds na moim telefonie :P)
Nawet ich koty uwielbiam!

Przed wyjazdem zawieruszył mi się kabelek do aparatu, więc dopóki czegoś nie wykombinuję, ze zdjęciami może być ciężko. Ewentualnie pojawi się kilka, które zrobiłam telefonem. Tak jak dziś.

ostatnie zdjęcie przed wylotem w bardziej słoneczne miejsce.
nasz ogródek. trampolina, czyli raj dla dzieciaków.
moje dwie ulubione modelki - Sara i Pirruca.
A, i piosenka musi być. Od tej nie mogę się uwolnić.

wtorek, 25 czerwca 2013

esmeralda


Dopiero teraz, jakieś 13h przed wylotem, dociera do mnie to wszystko. Że już jutro na te dwa miesiące moje życie będzie wyglądało kompletnie inaczej.
Czuję się jakbym opuszczała dom na dużo dłużej. Może dlatego, że kiedy wrócę, nie będzie tu jednej osoby, z którą ostatnio spędzałam dużo czasu, a z którą nawet nie zdążyłam się pożegnać, której mogę już nigdy nie zobaczyć.

Uff, walizka spakowana. Bez siadania na niej oczywiście się nie obyło, ale najważniejsze, że chyba wszystko mam. Podręczny oczywiście na ostatni moment.
Tym razem nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby się coś nie udać. Wiem, mogę się na tym nieźle przejechać, ale będę się tym martwiła ewentualnie później.
Mimo wszystko trzymajcie kciuki!

Kilka głupich, całkowicie bezcelowych zdjęć, bo bez nich jakoś tak dziwnie notka wygląda. :)

część prezentów, czyli podkładki pod kubek i kredki, gdzie później obrazek można naprasować na koszulkę.
mój okropny widok z okna już był. teraz wersja 2.0 - letnia
pełen relaks - lody + Downton Abbey, czyli nagroda na zakończenie sesji.
moje brzydkie, ale jednak ukochane Katowice.
"Epic", czyli w mojej rodzinie nikt nie daje się namówić mojemu bratu na wyjście na bajkę do kina, tylko ja.
Tak to się kończy, kiedy zamiast do kawiarni na kawę wybiera się do baru. Zamiast serduszka dostaje się... coś takiego.
Zawsze mam piosenkę, tym razem będzie to cudowny Ben Howard, który od dwóch dni gości na tapecie mego telefonu.

niedziela, 5 maja 2013

over the love

Hej! Ostatni raz jak tu byłam, to sesja się zbliżała, a tu już mamy maj i ponownie za miesiąc przyjdzie mi się z nią zmierzyć.
Ten dzisiejszy powrót nie jest bezpodstawny. Wpadłam napisać, że 26 czerwca wsiadam w samolot, który wyląduje dokładnie o 14:20 (ehh... optymistka ze mnie) w Madrycie. Tak jest, po raz kolejny podjęłam decyzję o zostaniu au pair. Ktoś, kto zaglądał to wcześniej pewnie wie, że najłatwiej mi nie było, ale z czasem zostały tylko te przyjemne wspomnienia. Pamięć złotej rybki.
Z rodzinką poszło zaskakująco szybko, bo rozmawiałam z nimi rok temu. Przed rokiem Mercedes kazała mi do siebie napisać, jeśli znowu do głowy wpadnie mi pomysł zostania au pair. Napisałam i okazało się, że jeszcze nie zaczęli szukać. Perfect timing, Klaudia!
Tym razem tak jak chciałam, dzieci są młodsze. Dwie dziewczynki - Rut i Sara, 7 i 8 lat.
<optymistka mode_on>Mam przeczucie, że tym razem trafiłam naprawdę dobrze.<optymistka mode_off>

Ehh, szkoda, że w Hiszpanii nie ma Polskiego Busa, dzięki któremu ostatnio pokonałam trasę Kat-War-Kat za całe 11,50zł. W stolicy byłam kilkakrotnie, jednak dopiero tydzień temu przekonałam się, że ma ona również całkiem ładne oblicze. (nie widać tego oczywiście na tych zdjęciach, bo były robione telefonem)

sooooooł hipsta!
nigdy w życiu, czyli most świętokrzyski
największy plac zabaw w Warszawie i równocześnie moje ulubione miejsce - Centrum Nauki Kopernik.
ul. Bednarska, czyli w drodze na Krakowskie Przedmieście
idziemy zobaczyć Zygusia...
bliżej...
coraz bliżej...
jest i Zyguś!
Syrenkę też nie sposób pominąć.
stateczny pan w odcieniach niebiesko-fioletowo-różowych.
No i nie byłabym sobą, gdybym jakieś piosenki do posłuchania nie dodała ;)