niedziela, 16 grudnia 2012

tajabone


Każdy z nas ma chyba swój własny sposób na jesienno-zimową deprechę.
Tym czymś, co odciąga moje myśli od wszystkich istotnych, ale jednak niezbyt przyjemnych kwestii, jest Hiszpania. Co robię w takich momentach? Przeglądam swoje zdjęcia na Picasie z dwóch najlepiej spędzonych tygodni w życiu. W tle leci piosenka Barcelona - Freddie Mercury & Montserrat Caballé, która nie tylko witała mnie w słonecznej stolicy Katalonii, ale również żegnała. Piosenka, która ze względu na masę cudownych wspomnień z Barcelony za każdym razem wyciska mi łzy z oczu.
Jest jeszcze druga, szczególna, która za pewne znana jest wszystkim miłośnikom Almodóvara, bowiem pojawiła się filmie Todo sobre mi madre, który w 2000 roku zgarnął Oscara.


Wystarczą te niecałe 4 minuty trwania piosenki, a ja już myślami i sercem jestem na balkonie w Roses, gdzie w czasie ciepłego wieczoru popijam sangrię, czekając na dziewczyny, które za chwilę przyjdą i zaczną opowiadać śmieszne anegdotki z Hiszpanami w roli głównej.
Ten wyjazd oprócz nieograniczonego zachwytu nad hiszpańską kulturą i Hiszpanami wpłynął dość znacząco na moje obecne życie. Kto wie czy teraz nie byłabym studentką dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Ekonomicznym, gdyby nie Roses.

Dobra, a teraz zabiorę Was do Montserrat, o którą zahaczyliśmy w drodze do stolicy Katalonii.
Montserrat to nazwa klasztoru benedyktyńskiego położonego malowniczo 720 m nad poziomem morza.
Żeby dojechać na szczyt czeka nas bardzo kręta droga, która dla naszego ogromnego autokaru nie była najłatwiejsza do pokonania. Z racji tego, że siedziałam na jakiego drugim piętrze na samym przedzie, do widoki miałam cudowne. Widoki z góry zapierały dech w piersiach. Muszę tam kiedyś wrócić, ale to już z pewnością z jakimś lepszym aparatem, bo moje zdjęcia niestety nawet w 0,1% nie oddają piękna tego miejsca.



Chociaż jest się zaledwie 720 metrów n.p.m., to czułam się jakbym była na szczycie świata.
Jak widać było kilka tarasów widokowych, można było sobie wybrać z jakiej wysokości wolimy robić zdjęcia.

To coś bardziej po lewej stronie to stoiska z jedzeniem. Serwowali własnej roboty miód, sery, wędliny, a dodatkowo oczywiście wszystkiego można było spróbować za darmo.
A to już ja w obiektywie jednej z moich koleżanek. W sklepie można było znaleźć wszelkie różności. Jak widać świeczki, a oprócz nich czekolady, alkohole. Chociaż ostatecznie nie na naszą kieszeń, więc wyszłyśmy z pustymi rękoma.

Widać, że turyści nie pomijają tego miejsca.

Jakiś dźwig się niestety wcisnął do zdjęcia.

Zauważyłam, że miejsce jest szczególnie popularne wśród ludzi starszych i niepełnosprawnych.


Z miejsca, w którym się znajdowałam, była możliwość wjechania kolejką jeszcze wyżej, jednak musiałam zrezygnować ze względu na mocno ograniczony budżet.

Ah, miło było pisząc to, poprzypominać sobie te piękne widoki.


wtorek, 23 października 2012

who you are + book tag

Jest dopiero październik, a ja już myślę nad kolejnym wyjazdem jako au pair.
Teraz już bardziej zdaję sobie sprawę z wszystkich plusów i minusów tego przedsięwzięcia, dlatego ta decyzja jest już lepiej przemyślana, mimo że zostało jeszcze mnóstwo czasu.

A tak w ogóle to już prawie od miesiąca mogę nazywać siebie studentką.
Jak jest? Świetnie. Nie, nie piszę tego z ironią.
Wreszcie robię to, co lubię. Nie muszę rozwiązywać logarytmów, uczyć się wzorów wszystkich kwasów czy mięśni w ciele człowieka. Ludzi mam na roku w porządku, chociaż jeszcze nie natrafiłam na taką osobę, z którą mogłabym się jakoś zaprzyjaźnić.
Facetów u nas jak na lekarstwo, ale cóż zrobić. Chciałam kierunek humanistyczny, no to masz babo placek.
Ostatnio mam wiele na głowie. Robię prawko (dojeżdżam godzinę do Tarnowskich Gór -.-'), udzielam korków, chodzę na zajęcia ze śpiewu, wkręciłam się w zespół wokalno-teatralno-taneczny (na szczęście nikt nie będzie musiał mnie oglądać podczas wykonywania ostatniej z tych rzeczy), no i oczywiście staram się nie robić sobie problemów już na początku studiów, więc uczę się też. Ale lubię być zajęta, wtedy nie muszę sobie zaprzątać głowy innymi, mniej przyjemnymi sprawami.
Chociaż czasem brakuje mi czasu, żeby tak zwyczajnie poczytać jakąś książkę.
Tak apropo - tag od Angeli.
TAG
O jakiej porze dnia czytasz najchętniej ?
Wieczorami, przed spaniem.

Gdzie czytasz ?
W łóżku, na łóżku, w autobusie.

W jakiej pozycji najchętniej czytasz ?
Na półleżąco.

Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej ?
Nie mam ulubionego gatunku, czytam wszystkiego po trochu.

Jaką książkę ostatnio kupiłaś/dostałaś ?
"Wielkiego Gatsby'ego."

Co czytałaś ostatnio?
"Marinę" Zafona.

Co czytasz obecnie ?
"Rozważną i romantyczną" Austen.

Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi ?
Używam zakładki, którą dostałam od wychowawczyni na zakończenie liceum.

E- book czy audiobook ?
E-book.

Jaka jest twoja ulubiona książka z dzieciństwa ?
"Dzieci z Bullerbyn"

Którą z postaci literackich cenisz najbardziej ?
Jako fanka Austen na usta ciśnie mi się Pan Darcy w tym momencie.


A, i na dobranoc piosenka, którą ostatnio nieustannie zapętlam :


PS - Jestem aż tak stara, że moja babcia zaczyna się martwić tym, że nie mam chłopaka? ;D

sobota, 1 września 2012

creep

Odkąd wróciłam nikt nie ma powodów, by tu zaglądać, dlatego nie ciągnęło mnie zbytnio, żeby zamęczać Was moimi wypocinami. Sprawa ze zdjęciami wygląda tak, że ich po prostu nie mam. Nie zdążyłam zrzucić ich przed wyjazdem mojej rodzinki nad morze, więc sprawą zajęła się moja mama. Niestety bardzo niefortunnie, bo zdjęć nigdzie nie ma. Byłam wściekła, do tej pory jestem, bo pewnie już nigdy tam nie wrócę, a zdjęcia zawsze są dla mnie cenną pamiątką. Więc zostały mi jedynie resztki do pokazania z Murcji, bo niestety cała Cartagena przepadła.

Arab Wall
Verònica Old Church
Plaza de las Flores
Plaza de Santa Catalina
Ponownie Plaza de Santa Catalina
Plaza Santa Isabel
Plaza Mayor
Plaza de San Agustín - Jesús Church
 Plaza de San Agustín - San Andrés Church 
Jardín La Seda
Jardín La Seda
No i niestety to by było na tyle. Strasznie żałuję, że nie mogę Wam pokazać przepięknej Cartageny, bo zrobiła na mnie duże wrażenie. Wydałam 6 euro, żeby zrobić świetne zdjęcia w Teatro Romano de Cartagena. No i jak na jakość mego aparatu, dość wyszło, więc tym bardziej szkoda, że przepadło.
W ogóle przywiozłam całe mnóstwo przewodników po Murcji, map, biletów, zwykłych paragonów czy numerków z poczty. No, ale za każdym razem, gdy je widzę, zaglądając do portfela, to przypomina mi się ten piękny miesiąc spędzony w Murcji. Teraz wiem, że miałam dużo szczęścia. Mam nadzieję, że za rok też się uda.
Przy okazji następnych moich wypocin zabiorę Was do Montserrat.

środa, 18 lipca 2012

no hay 2 sin 3

Dawno mnie tu nie było, a wiele się od czasu ostatniej notki pozmieniało.
Przede wszystkim dziękuję za przekroczony tysiąc wyświetleń. Dla osoby, która niejednokrotnie ponosiła porażkę, jeśli chodzi o prowadzenie czegoś nazywanego blogiem, to naprawdę miłe zaskoczenie.
Jest tak wiele do opowiedzenia, że nie wiem, od czego właściwie zacząć.
To jeszcze z takich bieżących spraw pochwalę się, że dostałam się na filologię hiszpańską, więc od października będę mogła zdobywać wiedzę na temat tego cudownego kraju do woli. ;)
Do domu wróciłam właściwie 2 dni temu, więc nawet nie było kiedy tutaj coś skrobnąć.
W ostatnim tygodniu mojego pobytu niewiele się działo poza dniem, w którym Hiszpania wygrała Euro. Takiej euforii wśród tłumu chyba nigdy nie zobaczę. I mnie się udzieliło, że nawet nie wiem, w którym momencie razem z nimi zaczęłam krzyczeć : "Yo soy espanol, espanol, espanol!"
To wszystko było tak cudowne, że musiałam to uwiecznić, by w każdej chwili móc sobie tym widokiem poprawić nastrój. Pokażę Wam, jak tylko znajdę swój kabelek do telefonu. (czy Wasze też tak często gdzieś znikają?)
Jeśli chodzi o wyjazd jako całość, to jestem zadowolona. Rodzina była miła i sympatyczna, chociaż zazdroszczę wielu au pair kontaktu z ich host family. Carmen była chwilami nieznośna i nie będę jej bardzo miło wspominałam. Czasem musiałam zacisnąć zęby i wmówić sobie, żeby się tak nie przejmować. Zrobić to, co do mnie należy, bez rozmyślania nad całą resztą. Mimo wszystko, kiedy Salva z Marią wyjeżdżali, to zrobiło mi się strasznie jakoś smutno. Z nimi miałam dużo lepszy kontakt, może dlatego, że właściwie nimi się nie "zajmowałam". Młodemu właśnie dziś stuknęła szesnastka i żal mi, że już nigdy go nie zobaczę.
Postanowiłam, że za rok na pewno wyjeżdżam, mam nadzieję, że dzięki temu drobnemu doświadczeniu łatwiej uda mi się coś znaleźć. Tym razem postawię na bardziej unormowane godziny pracy i młodsze dzieci. Bo jak mówią małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci...
Mam jeszcze trochę zdjęć, żeby Wam pokazać, więc jeszcze mnie nie opuszczajcie ;)

I na koniec piosenka, z którą nieodłącznie kojarzy mi się mój miesiąc w przepięknej Murcji.

niedziela, 24 czerwca 2012

te he hechado de menos


Wczorajszy dzień był najlepszy, odkąd tu przyjechałam.
Wolne, więc au pair wybrała się na wycieczkę. Celem była Cartagena, ale o niej w następnym poście, kiedy będę się mogła podzielić zdjęciami stamtąd.
Dodatkowo wieczorny mecz, na który wybrałam się pod centrum rozrywki, by go obejrzeć na dużym ekranie. Bardziej mnie chyba interesowało to, co działo się wokół, niż biegający po boisku piłkarze. Ludzi mnóstwo, miejsc brakło, siedzieli na ziemi. Ekscytowali się każdym podaniem. Po pierwszej bramce wybuch radości, okrzyki, brawa. I mnie udzieliło się to szaleństwo i wrzeszczałam razem z nimi. Rzut karny oglądaliśmy już na stojąco. Jest, GOOOOOOOOOOL! Istna euforia, wyskoki w górę, ludzie rzucający się sobie wzajemnie na szyję, faceci ściągający koszulki w geście zwycięstwa. Nie powiem, akurat ta część była bardzo miła.
Przydał mi się taki dzień odstresowania, żeby nie myśleć o maturze, o Carmen, która zachowuje się ostatnio nieznośnie.
Jak obiecałam - zdjęcia.
Santiago de la Ribera


Katedra
Mercado de Verónicas
Paseo del Malecón 
Jedno z wejść do Parque de Murcia od strony Malecón
Colegio Maristas - szkoła Salvy
Convento de las Madres Capuchinas de Murcia
Nad Segurą
No i piosenka oczywiście. ;)






















środa, 20 czerwca 2012

el lado oscuro

Kiedy sądzę, że wreszcie się tu zaklimatyzowałam, przyszło mi kupować bilet powrotny do Polski.
Jak niektórzy już wiedzą z rodzinką spod Madrytu nie wyszło. Za duże wymagania. Kiedy miałabym czas wolny, chcieli, żebym i tak z nimi siedziała, a nie zamykała się w pokoju czy wychodziła gdzieś. No przepraszam bardzo, ale po 8-9 godzinach z ich dziećmi chyba należałoby mi się trochę spokoju i odpoczynku. Dodatkowo zaczęła wymyślać coraz to nowe obowiązki. Ostatecznie stanęło na tym, że miałam nawet gotować, dlatego dałam sobie z nimi spokój.
Wracam więc do Polski. 3. lipca wyjeżdżam, 5. będę w Katowicach.
Z jednej strony cieszę się. Troszkę się stęskniłam, tym bardziej słysząc, że mój 8-letni brat domaga się mego powrotu natychmiast.
Wczoraj odbyłam tour po Murcji zgodnie z przewodnikiem, ale wszystkiego po prostu nie dało się zobaczyć. Dobrze, że mam jeszcze trochę czasu, bo strasznie polubiłam to miasto.
Kurcze, od piątku Młoda ma wakacje. Czemu nie może pochodzić jeszcze z tydzień dłużej?
Dziś Carmen idzie na urodziny, więc operka ma wolne kilka godzin i może ponadrabiać zaległości w serialach, a jutro do południa wyruszyć w kolejną wycieczkę po mieście.
Piosenka na dziś!

I 4 zdjęcia, bo więcej będzie dopiero w kolejnej notce :





P.S. Zdajecie sobie sprawę, że zostało 9 dni do poznania wyników z matury?

piątek, 15 czerwca 2012

les passants


Jutro miną dwa tygodnie odkąd tu jestem. Ale ten czas szybko leci!
Z młodą bywa różnie. Raz jest świetnie, raz muszę się prosić wielokrotnie o jedną rzecz.
Wychodzi na to, że najlepszy kontakt mam Salvą. Wczoraj oglądaliśmy mecz i śmialiśmy się w głos, gdy próbował powiedzieć 'Błaszczykowski'.
Ogółem mogę powiedzieć, że jestem zadowolona, że tu przyjechałam. Pomimo drobnych problemów cieszę się słońcem i piękną Murcją.
A dziś urodzinowa kolacja hosta. Rodzinka się zjedzie, mam nadzieję, że nie będę przez nich przepytywana.
W tym tygodniu brak będzie podsumowania finansowego, bo troszkę wydałam i już nie jestem w stanie tak szczegółowo wymienić na co.

A z takich wiadomości z ostatniej chwili : wracam do domu na początku lipca. Druga rodzinka okazała się niepoważna, dlatego tak wyszło. Szkoda...



Widok z okna

Piosenka na dziś : 



piątek, 8 czerwca 2012

bonito

Jutro mija dokładnie tydzień od dnia, w którym tu przybyłam. Czas więc na mini-mini podsumowanie.
Ogromna tęsknota mija, więc z dnia na dzień jest coraz lepiej. Czuję się tu coraz bardziej komfortowo.
Wydane pieniądze : 2.89euro.
Kupione rzeczy : - sok jabłko-winogrona-brzoskwinia
                          - mleko czekoladowe
                          - 2 pocztówki
                          - 1 znaczek do Polski.
Przyjeżdżając z Polski w portfelu miałam jakieś 13 euro. Nie chciałam brać dużo, czekam na swoją pierwszą tygodniówkę, żeby wtedy móc porozglądać się po sklepach. Bo jakoś nie lubię tak bez pieniędzy...
Aa! Potrzebuję pomysłu na prezent dla swojego 8-letniego braciszka. Anyone? Anything?

Co do mej podopiecznej to bywa różnie. Już myślałam, że jest w porządku i się do mnie przyzwyczaiła, kiedy przyłapuję ją na kłamstwie. Na dodatek nie słucha. Wczoraj musiałam się prosić 5 razy, żebyśmy wyszły na jej zajęcia z saksofonu. Z zadaniem domowym był podobny problem. Porozmawiałam z nią w drodze do szkoły, wyjaśniłam. Nie dam sobą pomiatać za wszelką cenę. Już nawet pogodziłam się z myślą, że może mnie nie lubić, ale jakiś szacunek musi być.
Trochę mnie to wczoraj podłamało wszystko, ale wieczorem porozmawiałam z hostką i przedstawiłam jej sytuację. Wyjaśniła, że to nie jest moja wina, bo Carmen nawet jej czasem nie słucha.
Miejmy nadzieję, że do małej coś dotrze i wkrótce będę tylko mogła się cieszyć tym wyjazdem.

No i jeszcze jedno, możliwe, że będą pewne problemy z moimi papierami na studia.  Napisałam maila, teraz czekam na odpowiedz, od której zależy czy lipiec spędzę z kolejną host familią.

PS 1. Oddam za darmo kilka stopni, bo przy 39. mózg przestaje pracować.
PS 2. Na poprawę humoru piosenka :
PS 3. Kilka zdjęć!
Santiago de la Ribera
Widok z tarasu na Mar Menor

Plaza de Santo Domingo (Murcja)




Katedra